Archiwum czerwiec 2019, strona 1


Powrót do rzeczywistości. No chyba żarty...
Autor: kobietamalosilna
24 czerwca 2019, 21:24

Skończył się długi weekend. Tyle wolnego (aż 4 dni!) nie miałam z dobry rok. Dzień w pracy zleciał szybko. Przynajmniej nie myślałam o tym wszystkim. Jednak temat wesela mnie przygnębia. Niby jeszcze dwa miesiące z małym hakiem ale wciąż mam dylemat, co zrobić z panem Y. Zaprosić czy czym prędzej zapomnieć i zamknąć ten temat. Mam wrażenie, że wykorzystałam już wszystkie możliwości i po ostatnich moich wspaniałych pomysłach i ekscesach wszystko straciłam. Niby minęły już... albo tylko trzy miesiące od naszego spotkania, może już mu złość na mnie przeszła? Jest sens to odbudować?

Tak między wierszami sobie myślę, czy to jest na pewno tylko moja wina? Czy jestem tak przytłoczona tym wszystkim, że przyjmuje wszystko na siebie. Podobno zbyt mocno biorę wszystkie porażki do siebie a nie cieszę się z sukcesów, których podobno mam sporo. Wiem, że wielu facetów odepchnęłam ze względów na to co się wydarzyło kiedyś, przez sytuacje jak byłam traktowana przez własnego ojca, większość po prostu.. boi się mnie :). Bo to ja zawsze "noszę spodnie w związku" i nie tylko. Lubię być zawsze na górze. A Pan Y...przy nim miękną mi nogi. Jak (chyba) jeszcze przed nikim. Chciałabym aby to on był mężczyzną. Napisał, odezwał się. Nawet żeby powiedzieć: weź dziewczyno się ogarnij i spierdalaj :). Chyba w sumie tylko to otrzeźwiło by mi głowę. Ewentualnie jakiś rycerz na białym koniu, który skardnie moje miękkie serduszko, które zakute jest w zbroje z blachy piątki laughing.

Chyba zbyt mocno się zapętlam w Panu Y, wiem, że jest nieosiągalny dlatego mnie tak do niego ciągnie. Pododbno co jest zakazane i nieosiągalne tak bardzo mnie od zawsze do tego ciągnie. Ale moment...nieosiągalne? Przecież nigdy nie było tego słowa w moim słowniku. Przecież Panna (mało) silna nigdy się nie poddaje i nie odpuszcza. Casem "po trupach do celu".  Mam wielki mętlik w głowie. Chciałabym usłyszeć Waszą opinię, jeżeli tutaj zaglądacie ;)

Wiara czyni cuda
Autor: kobietamalosilna | Kategorie: rozterki miłosne i małolaty 
23 czerwca 2019, 08:33

W okollicy mojego miejsca zamieszkania niedawno było powitanie lata. Dokładnie 15 czerwca. Wyciągnęłam kumpla, wypiiśmy piwko. Zeszli się znajomi, wypiliśmy więcej, tańczyliśmy, gadaliśmy, śmialiśmy się. Panna mało silna już miała lekko w czubie w okolicach północy. No i co? No i wpadła na świetny pomysł. Wyślę snapa do Pana Y. Żeby to jednego! Patrzę rano, odczytał ale cisza. Przemilczałam, myślę sobie znów porażka. Ale za kilka dni snap od niego! No i znów ta nieszczęsna nadzieja wróciła. Wczoraj (jak co sobota zresztą) Pan Y pojechał na imprezę. Był chyba też lekko wcięty ale snapa z powrotu wysłał! I to o dziwo bez żadnej koleżanki laughing. Powinnam zacząć znów działać, tylko ostrożniej. Tak czuję. Czuję też, że znów to będzie poroniony pomysł ale w tym wieku błędy chyba jeszcze popełniać mogę :D 

We wrześniu mam wesele siostry, myślicie, że dużym błędem będzie zaproszenie go na nie? Najbardziej się boję tego, że od razu definitywnie odmówi. embarassed

Pan X.
Autor: kobietamalosilna | Kategorie: rozterki miłosne i małolaty 
22 czerwca 2019, 22:22

21 czerwca, kojarzy się ze wspaniałą datą. Przede wszystkim jest to dzień urodzin i imienin mojej mamci. Dla wszystkich zaś to rozpoczęcie lata. Miało być wspaniałe i szczęśliwe. Jednak ...się posypało.

Znów odpaliłam te nieszczęsne badoo. Portal randkowy, na którym większość szuka "miłości" zazwyczaj na jedną noc. Jednak trafiłam jakiś czas temu na wspaniałego faceta, w sumie dwóch w odstępie roku. Najpierw był jeden - poznany rok temu - nazwijmy go Pan "Y - chciany za mocno", o którym mowa w poprzednim wpisie. Ostatnimi czasy, kilka, może kilkanaście tygodni temu poznałam pana "X - brzydki ale fajny". Dzieli  Nas jakieś 120 km. Niby dużo, niby nie dużo. Oczywiście był młodszy o caluśkie dwa lata ( tak lubię facetów - w granicach rozsądku oczywiście - młodszych od siebie). Gadka, szmatka, przeszliśmy na fejsa. Sarkastyczne i chamskie żarciki...tak to w moim stylu, które on rozumiał. Sam miał identyczne. Pewna niedziela. On pisze "jestem u Ciebie w okolicy, zobaczymy się?" Myślę co mi szkodzi. Miejsce publiczne, także w razie w mogę spierdzielić. Ciepełko, park, jeziorko. Pospacerowaliśmy, pogadaliśmy myślę sobie, że to może być to! No masakra. Popisaliśmy kilkanaście ładnych dni. Aż do czasu, gdy mi, kobiecie (mało) silnej strzeliło do głowy, po raz kolejny zresztą, zdanie "to nie ma sensu, zbyt duża odległość, oboje bylismy zranieni więc i z zaufaniem bedzie problem". Pan X oczywiście próbował mnie przekonać, że będzie inaczej. Pisaliśmy jednak dalej. Nagle kontakt się urwał, jakieś zdawkowe snapy, wiadomości. Oho czuję, że albo coś się stało albo daje mi do zrozumienia "teraz Ty się wykaż". No to zagadaywałam, zaczepiałam aż do wczoraj. Skoro jutro miał mieć wolne, no to go odwiedzę. Taka niespodziewajka...no to była ale dzień wcześniej. Panie X musimy pogadać - zaczęłam....on też tak sądził. Nie chciał przez wiadomości (plus dla niego) jednak nalegałam. W końcu czara goryczy sie przelała. Standardowo " jesteś fajną dziewczyną, szczerą, nie chciałbym Cię skrzywdzić bo jesteś super .... i tu chwila ciszy...wróciliśmy do siebie z Panią N." Pani N to jego eks, która go zdradzała i robiła delikatnie mówiąc w kulki. Jako kobieta silna ( ze łzami w oczach) napisałam tylko "dobrze nie było tematu, cześć:)". Była północ więc zebrałam manele w torebke i krążyłam po okolicy zapłakana w swoim zlomku ( tak, mój samochód). Część z Was uzna mnie za małolatę i dziecinne zachowanie. Jednak zaczęło mi zależeć na tym facecie. Hmmmm...no tak sama się nad tym zastanawiam, jak może zacząć zależeć na człowieku, z którym wiadziałaś się raz dziewczyno?! Można. Przepisane dni, noce. Opowiadanie o sobie, kolejny raz...kolejny raz przekazywanie dobrych jak i ciężkich historii z mojego życia. Kolejny raz rozbieranie się ze swoich słabości i z kobiety silnej robienie siebie prawdziwej, delikatnej, uczuciowej. Nie ma cięższego zadania. Nie ma! A tu co kolejny raz wielki chuj. Historia podobno lubi się powtarzać. 

Może jedynie Panem X chciałam zastąpić Pana Y, który ciągle mi w głowie....

Mówiłam, będzie chaos. nakreśliłam sytuacje ogólnie. Jestem tak nabuzowana, że musiałam to gdzieś przelać. Miałam to zrobić kolejny ra na kartkę ale może przypadkiem ktoś tu zajrzy i wypowie się co o tym wszystkim myśli.

 

Ciąg dalszy nastąpi...

Lepszego dnia!

Kobieta (mało) silna. 

Pan Y.
Autor: kobietamalosilna
22 czerwca 2019, 22:13

A po Panu A się zaczęło...

Maj 2018.

Tak, założyłam te przeklęte badoo. Najpierw dla zabicia czasu, potem w celu poznania może jakiejś "ofiary". No i nastał czerwiec. Trafił się Pan Y. Coś w sobie miał...i nadal ma. Mimo tego co się wydarzyło. Zaczęliśmy pisać. Zapowiadało się cudownie. Po jakichś trzech tygodniach stwierdziłam, że czas się spotkać. Odległość między nami to.... TYLKO i AŻ 140 km między nami lecz udało się. Warszawka, stare miasto. Oczywiście byłam grubo przed czasem albo on po czasie...jak teraz tak sobie myślę. Zjawił się o 22...szału nie było ale gadało się prześwietnie! Mówię Jezu, on będzie moim mężem! Toć to ideał. Sympatyczny, kulturalny, wyższy...no i młodszy. Tak, wolę młodszych ale w miarę rozsądku. Ciałka miał trochę więcej ale dodawało mu to uroku. Gadaliśmy do 6 rano. Czułam, że i ja wpadłam mu w oko. Potem pisaliśmy, poznawaliśmy siebie. Ja się zaczęłam otwierać ale mocno delikatnie. On...teraz sama nie wiem czy wiem kim on jest. 

Lipiec/sierpień.

Robię ognicho! Panie Y, wpadniesz? Oczywiście, przyjechał. Został, kolejnego dnia odjechał. Gadaliśmy, poznał część moich znajomych. Chyba było dobrze. Pisaliśmy dalej, w sierpniu pojechałam do niego. Byliśmy na weselu jego znajomych. Zapowiadało się dobrze, wyszła mała klapa. Bo gdy pannie mało silnej zaczyna zależeć robi z siebie debila. Dosłownie. Chciałam wyglądać świetnie, wyszło słabo. Taniec..wołał o pomstę do piekieł... gdzie nigdy nie miałam z tym problemów. Wróciliśmy po weselu, chciał coś więcej ale panna zostaw, nie dotykaj nie pozwoliła na to. Poprawiny. Wolałam zostac w domu ale Pan Y nie bardzo. Pojechaliśmy. Wróciliśmy. Prawie noc nie przespana. Gadaliśmy. On rano do pracy. Zostałam na kolejny dzień z jego rodzicami. Boże! Przecudowni ludzie. Wiem teraz, że jego mamie za duzo powiedziałam. Zdecydowanie za dużo. Ale to tak świetna kobieta, bardzo "swoja" a ja chciałam aby mnie poznała i zobaczyła, że nie mam złych zamiarów. Zakochałam się. Poważnie. No i jak to ze mną bywa dojebałam do pieca. Jeb! Strzeliłam "Za duża odległość". Byłam głupia. Pan Y twierdził inaczej do czasu. Gdy jemu przestało zależeć...mi przeokropnie zaczęło. Chciałam naprawić ale....pojawiła się Panna W. Oczywiście dowiedziałam się ze snapa bodajże. Próbowałam dalej. Czasem jakieś snapy. Czasem polubienia na insta. Myślę, jest szansa! Więc próbuje dalej. Miało być wesele we wrześniu..było z panią W. Zawiedziona byłam niesamowicie. 

Wrzesień.

Nie pojechałam na urodziny. Wysłałam prezent (koszulkę zaklada czasami do dziś :)). 

Listopad.

Zadzwonił "do żony" z życzeniami. Też dojebałam jakimś tekstem, że aż niedobrze mi się robi jak o tym pomyślę.

Grudzień.

Chyba coś się posypało, zaczęły się znów jakieś snapy. A ja cały czas jęczałam Pannie M - przyjaciółce, jak ja go uwielbiam, jak tęsknię i takie tam. Od lutego naciskałam...za mocno jak teraz wiem. 

Marzec.

Się wprosiłam! :D

8 marzec..sobota. Mieliśmy pogadać. On ....zabrał mnie na chwile do znajomych gdzie po drodze opowiadał wspaniałe historie o imprezach, dupeczkach i ćpaniu...delikatnym ale jednak. A mnie nadal do niego ciągnęło. Wróciliśmy do domu. Znów chciałam żeby było dobrze a wyszłam na debila. Rodzicó nie było. Zaprosił znajomych. Świętnych zresztą. Alkohol, tańce. Spiłam mordkę niesamowicie. Nici z dyskusji. Szybki seks. Miałam nadzieję na coś innego ale w sumie i po to do niego pojechałam. Aby nie żalować. Rano...słuchaj nie wiem o której rodzice wrócą. Delikatnie mówiąc kazał mi spadać. Wróciłam z płaczem. Tak, wiem. Sama sobie na to zasłużyłam. Kilka dni później twierdził dalej, że to to nie ma sensu i on nie ma uczuć. Pieprzenie, nie? Dalej obraca panienki a mi nadal na nim zależy. Mam jakąś szansę żeby to jakoś wróciło? co sądzicie? 

 

Wiem jedno, i tak nie odpuszczę. :)

Pierwsza miłość bywa zgubna.
Autor: kobietamalosilna
Tagi: ex pierwsza miłość  
22 czerwca 2019, 21:44

Powinnam chyba zacząć od tego wpisu. Od tego co się zdarzyło, co złamało prawdziwą silną małolatkę.

Nakreślę sytuację "z grubsza".

Zacznę od początku.

Rok 2017. Sylwester.

Jeszcze tu miałam przyjaciółkę - Panią M. Tego dnia zakończył się mój 5-letni związek. Byłam zakochana po uszy, zrobiłabym dla tego faceta wszystko. Jednak teraz wiem, że nie warto się zmieniać dla kogoś bo coś. Byłam typową imprezowiczką, która bawiła się ale z głową. Imprezy imprezami ale obowiązków nie zawalałam jako 18 - stolatka. Byłam bardzo dojrzała. Dla niego olałam imprezy, swoje "zabawowe" towarzystwo też odstawiłam. Tak jak wspomniałam byłam zakochana po uszy w facecie, który mnie nie szanował, okłamywał, ćpał, pił. Jednak próbowałam go wyciągnąc na prostą jako jakaś matka samarytanka z super mocami. Jego mama miała go z świętego, to ja byłam ta zła. 

5 lat wstecz.

Od początku naszej znajomości wiedziałam, że Pan A. nie jest najgrzeczniejszy i najświętszy. Obracał się w chujowym towarzystwie. Picie, jaranie zielska, ćpanie. Ba, co lepsze to też niestety byli i moi znajomi. Jednak ja aż tak się z nimi nie spoufalałam jak Pan A. Więc co w tej sytuacji mogła pomyśleć 18 - latka, kobieta mocno wtedy silna psychicznie. 3 miesiące się pobawimy, naprawię go i pójdę dalej zbawiać świat. Jednak stało się inaczej... Z racji tego, że mieszkaliśmy od siebie dosłownie kilka kilometrów widywaliśmy się codziennie. Bywał u mnie, dostawał sms-a leciał do kumpli. Pewnego dni gdy zasnął niestety przejrzałam jego telefon. A tam "kiedy od niej wrócisz? już sypiemy". Nie wytzrymałam, wybluzgałam, wyrzuciłam z domu. No ale co, to przecież mój Pan A. Wybaczyłam. Raz, piąty, dziesiąty... Między czasie pojawiła się choroba. Traczyca, która męczy do dnia dzisiejszego. Depresje, wahania nastrojów. O zgrozo! Nie polecam. Zaczęły się awantury, spięcia a nawet podnoszenie ręki...jedno na drugiego. Co jak co ale gdy w końcu poszliśmy do łóżka (po dobrych kilku miesiącach) to był świetny. (Najlepszy do tej pory :p). Jednak dzięki mojej chorobie miałam ochotę owszem tylko na łóżko ale aby iść spać. Totalna masakra. Schodziliśmy się, rozchodziliśmy i tak milion razy. 

 

Nie wyciągnęłam go z tego. Ćpa nadal. Szuka wrażeń. Dobry z niego dzieciak. Tylko brak mu...rozumu, własnego.

Teraz po kilku latach nie potrafię opisać co wtedy czułam. Ale było strasznie. Rozstawaliśmy się, schodziliśmy. Kochałam go najmocniej. Teraz wiem, że zrobiłam dobrze podejmując decyzję o rozstaniu. Jednak od tej pory zaczął się mój sercowy amargedon. Życie uwielbia w miłości rzucać mi kłody pod nogi.

Dziś już z panem mocno ex potrafiimy nawet ze sobą porozmawiać i wymienić kilka zdań. surprised

Teraz wiem, że nie warto się zmieniać dla kogoś bo coś.